*Across the ocean, across the sea
Starting to forget the way you look at me now
Over the mountains, across the sky
Need to see your face and need to look in your eyes
Through the storm and through the clouds
Bumps in the road and upside down now
I know it's hard babe to sleep at night
Starting to forget the way you look at me now
Over the mountains, across the sky
Need to see your face and need to look in your eyes
Through the storm and through the clouds
Bumps in the road and upside down now
I know it's hard babe to sleep at night
Luke POV
- Mógłbyś mi dać to cholerne zdjęcie? –
spytałem się mojego starszego brata, który od godziny okupował łazienkę mamy.
Ubrany w zwykłe przetarte dżinsy i białą podkoszulkę, poszedłem do dość
przestronnej kuchni i w białych kolorach. Wchodząc do kuchni ujrzałem talerz z
kanapkami zrobionymi przez naszą matkę. Obok tego talerza znalazłem małą
karteczkę dotyczącą tego jak wolno mam jechać samochodem, żeby przypadkiem go
nie zarysować. Zacząłem jeść kanapkę z żółtym serem. Po zjedzeniu dość
solidnego śniadania udałem się do pokoju brata, który od kilku już dni, trzymał
dla siebie zdjęcie córki pana Smitha. Fotografia młodej dziewczyny leżała
dokładnie w tym samym miejscu co wczoraj, co ułatwiło mi całe poszukiwania.
Lustrując wzrokiem dokładnie zdjęcie, założyłem przetarte już trampki za
kostkę. – Ja jadę – krzyknąłem na cały dom tak, aby prze głuszyć rozmowę dwójki
przyjaciół, siedzących na kanapie. Sięgnąłem po kluczyki od auta i już po
chwili znajdowałem się na zewnątrz budynku. Podszedłem do nie zarysowanego jeszcze,
czarnego samochodu i wsiadłem. Jedną ręką zamykając przednie drzwi, a drugą
wkładając do stacyjki kluczyki. Droga na lotnisko nie trwała strasznie długo,
ponieważ tylko dwie godziny.Wyciągnąłem ze schowka kartkę z napisem Natalie. Po krótkiej chwili
byłem już wewnątrz budynku, czekając na odpowiedni samolot z Londynu do
Melbourne. Z niechęcią usiadłem na krzesełkach, których było mnóstwo. Po
piętnastu minutach usłyszałem charakterystyczny głos kobiety, która właśnie
informowała że samolot z Londynu wylądował. Wstałem i rozejrzałem się wokół
siebie, żeby spostrzec pod którym wejście ludzie się ustawiają. Szczerze mówiąc
nigdy nie byłem dobry w orientacji w terenie. Wystawiłem przed siebie białą
kartkę z imieniem dziewczyny, która jak się okazało jest młodsza ode mnie o
rok. Spostrzegłem że już niektórzy ludzie wychodzą zza drzwi i witają się ze
swoją rodziną. Jedna, jedyna dziewczyna nie wiedziała z kim ma się witać.
Rozglądała się na boki szukając jakiegoś sensownego miejsca do poczekania na
swojego ojca. Już miała ruszać w stronę krzesełek, jednak zatrzymałem ją mój
głos.
- Natalie? – spytałem trochę niepewny,
ponieważ dziewczyna wyglądała dokładnie inaczej niż na fotografii, która w
obecnej chwili znajdowała się w mojej kieszeni. W potwierdzeniu swojej
tożsamości Smith kiwnęła głową i poszła po swoją walizką. Nie mogła podnieść
jej z taśmy, wiec szybko do niej podbiegłem i złapałem na rączkę od dużego,
czarnego bagażu. – Wiesz że twój ojciec mnie przysłał?
- Tak, po za tym mam twoje zdjęcie –
mruknęła trochę spięta moją obecnością. Z torby podręcznej wyciągnęła moje
stare zdjęcie i mi je podała – Nie wiem po co mi to, więc daje to tobie. W
końcu to twoja własność.
- Możesz je sobie zatrzymać, przynajmniej
będziesz o mnie śnić – Zaśmiałem się, ale widząc jej grobową minę zamilkłem.
Schowałem jej bagaż do bagażnika i oboje wsiedliśmy do samochodu . Przez całą
drogę do domu towarzyszyła nam cisza, a żadne z nas chyba nie chciało jej
przerywać. Choć z mojego punktu widzenia, po prostu nie chciała ze mną rozmawiać.
Tak, bez żadnych wyjaśnień, a sądziłem że nie gramy w jakąś grę. Chyba że to
scenariusz na całe życie, a film będzie nosił tytuł „Gra o Miejsce”, ale lepiej by
pasowało „Gra o Tron” . –To tu, jakby coś się stało to
mieszkam na przeciwko.
Natalie POV
Wchodząc na piętro dużego, przestronnego
budynku odechciało mi się wszystkiego. Miałem ochotę położyć się na łóżku
i nigdy więcej nie zobaczyć nic związanego z tym krajem, ogólnie z całym
światem. Miałam mieszane uczucia co do życia, w końcu wiele mnie nauczyło , ale
o wiele więcej zabrała. Zdawałam sobie ogromną sprawę z tego że nie będę
musiała tu za wiele robić i właśnie o to chyba w tym wszystkim chodziło. No, bo
w końcu jestem już prawie pełnoletnia i mogę żyć tak jak mi się podoba, ale w
taki sposób trzymam samą siebie w kłamstwie. Tak jakbym musiała tak żyć. Nie
tak jak w bajce z królewną śnieżką, czyli nie zjem jabłka i się nie zakrztuszę
umierając, ale zawsze przed końcem zdarzy się cud i znów będę żyła długo i
szczęśliwie. Kto kiedykolwiek myślał że to może się sprawdzić, chyba tylko ci
ludzie, którzy chcą wcisnąć kicz jakimś biednym dzieciakom, a potem te maluchy
będą miały zjebany rozum, ponieważ znaleźć miłość to będzie ich życiowe
marzenia, ale po co? Po co cierpieć przez te cholernie ciężkie dni. Wolałabym
sobie przyciąć palec drzwiami niż przeżyć tę samą miłość. Zrozummy się
nie mówię o słodkiej miłości, za którą nigdy nie przepadałam. Mówię o tej
cierpiącej, o tej złej i okrutnej. Wytłumaczmy co to jest miłość. Miłość
znaczenie tego słowa jest mi kompletnie nie znane ponieważ nigdy tego nie
przeżyłam I nie zamierzam, ale z tego co słyszałam to miłość to przyciągnie
siły międzyludzkiej, która po pewnym czasie zostaje odrzucona i nie jest tak
wspaniale jak kiedyś. Z pewnością bym nie chciała przeżyć tego uczucia. To moje
życiowe motto, którego zapewne nigdy nie zmienię.
- Choć na dół - Usłyszałam troskliwy
głos mojego ojca, który odbił się o ściany w moim, nowym pokoju.
Niechętnie wstałam z zaścielonego łóżka, ale po chwili zaczęło mi się
kręcić w głowie i zrezygnowana upadłam na bielutką pościel. Słysząc odgłosy
wspinania się po schodach odwróciłam się na bok i udałam że zasnęłam. Przez
cały ten czas czułam na sobie wzrok aż czterech par oczu. Wydawało się to dla
mnie przerażające ponieważ w tym domu mieszkam tylko ja i mój tata. Słysząc
dźwięk zamykających się drzwi od mojego pokoju odetchnęłam z ulgą.
Zastanawiając się czy mogę już otworzyć oczy, poczułam że spada na mnie
cholernie zimna woda. Gwałtownie się wyprostowałam i spojrzałam na winowajce
tego zdarzenia. Był to brunet, który uśmiechał się zadziornie w moją stronę.
Chłopak widząc moje zdenerwowanie tym co zrobił zaczął uciekać, ale na
szczęście byłam szybsza od niego i wskoczyłam mu na plecy. Biegał ze mną
po całym domu, a ja po prostu miałam wrażenie że sprawia mu to przyjemność.
Choć byłam gruba.
- Jedziesz z nami pooglądać miasto –
rozkazał chłopak po tym kiedy mnie postawił na ziemi. Zmarszczyłam brwi i
spojrzałam na niego pytającym wzrokiem – A no tak nie przedstawiłem się, Beau
- Z jakimi nami? – spytałam
ignorując jego poprzednią wypowiedź. Zmrużyłam oczy patrząc się na około siebie.
- Ze mną i moimi braćmi
- Aha – mruknęłam i poszłam w stronę
czarnej walizki, w której nadal leżały moje rzeczy. Wyciągnęłam z środka
niej czarną długą tunikę z rękawem trzy-czwarte w czarno białe paski. Szybko
przebrałam się na oczach chłopaka, bo sądziłam że nie będzie miał na co
patrzeć. Z jednej dużej kieszeni w bagażu wyjęłam czarne baleriny, które po
chwili zakrywały moje palce u stóp oraz osłaniały piętę przy jakim kol wiek
upadku. Beau dyskretnie przeprowadził mnie przez ulicę. Miałam
mieszane odczucia co do tego dlaczego on przeprowadzał mnie przez ulicę
dyskretnie. Co niech jeszcze się okaże że jest jednym z One Direction. Spostrzegłam
że chłopak wsiadł do tego samego samochodu którym przybyłam do domu. Jak na
rasowego psa przystało - czujecie ten sarkazm – wsiadłam na tyły tego
samochodu, bo zauważyłam że ktoś zajmuje przednie siedzenie. Otwierając drzwi
od auta ujrzałam nieprzyjemny wyraz twarzy odbiorcy mnie z lotniska. Usiadłam
patrząc przed siebie, czyli tak jakbym patrzyła się na czarny koc. Równie
dobrze mogłabym zamknąć oczy i widzieć to samo, a przez cały czas miałam
wrażenie że brat Beau jest przeciwny temu wszystkiemu i po prostu jedzie w moim
towarzystwie przez t o że musi.
- Natalie – Usłyszałam ochrypły
głos, który przerwał moje rozmyślenia, był on dziwnie oschły i chłodny tak że
po plecach przeszły mnie okropne ciarki. Wstrzymałam
oddech czując na karku ciepło. – Dziewczyno, oddychaj.
W odpowiedzi kiwnęłam głową I próbując
złapać oddech zachłysnęłam się powietrzem wlatującym przez lekko rozsuniętą
szybę samochodu. Reagując na to wszystko chłopak leciuteńko klepnął mnie
w plecy tak jakbym była jakimś okruszkiem, którego nie chciałby zniszczyć.
- Odpowiesz mi na jedno pytanie?
- Zależy o co chodzi? – spytałam z pełną
świadomością tego co będę musiała wymyślić żeby na nie nie odpowiadać. Tak na
serio nigdy nie umiałam szczerze odpowiadać na zadane pytania przez nowo
poznane mi osoby.
- Chodzi o to dlaczego tu się znalazłaś? –
To znaczy że im nie powiedział, ale dlaczego on tak bardzo próbuję to przed
nimi ukryć? Po co? Przecież i tak w końcu będą musieli się o tym
dowiedzieć. Z odpowiedzi na jego pytanie wyrwał mnie głos bruneta.
- Już jesteśmy – powiedział dosyć głośno i
założył czapkę – Weź to – podał mi okulary przeciw słoneczne i identyczną
czapkę, jaką on miał teraz na głowie.
- Ale po co?
- Po prostu musisz to założyć, musisz.
- Dlaczego muszę to założyć? – zapytałam
trzech braci, w tym dwóch bliźniaków. Jeden z bliźniąt wywrócił oczami, był to
ten sam chłopak, który przyjechał po mnie na lotnisko. Uparcie
wpatrywałam się w ciszy w „świętą trójcę”, którą przerwał brat Beau.
- Zakładaj to, jasne?! – warknął chłopak i
wysiadł z auta, a za nim Beau. Złapałam za klamkę trochę przestraszona tonem
mojego wcześniejszego rozmówcy.
- Luke, tak po prostu ma, nie przejmuj się
nim – powiedział łagodnie jego bliźniak, którego chwilę później nie było w
aucie. W końcu wiedziałam jak on ma na imię, aż przeszła mnie chęć dokopania
mu, choć znając życie nawet bym mu tego jebanego ryja nie zniszczyła.
Posłusznie założyłam czapkę z daszkiem, która była pewnie własnością Luka. Doszłam do tego widząc napis z jego
imieniem. Okulary zostawiłam na
tylnym siedzeniu auta. Idąc w ślady chłopaków uśmiechnęłam się zadziornie mając
na myśli spojrzenie Luka, które będzie strzelało piorunami w moją stronę. Tak
też się stało, a ja udałam minę urażonej.
- Lepiej z nim nie zaczynaj – mruknął do
mnie pomocny Beau – Kiedyś jak jedna dziewczyna postawiła się mu obciął jej
włosy i pobił, głównie przez to został zawieszony.
- A co ma jeszcze jakieś pomysły żeby
zniszczyć człowieka? – uniosłam brwi wyczekując na odpowiedź. – Bo ja się z
chęcią przekonam na własnej skórze.
- Masz coś wspólnego z tą dziewczyną –
jego mina wyglądała na bardzo poważną, tak jakby się czego strasznie obawiał –
Obie jesteście takie odważne, ale ona wyłącznie przez to popełniła samobójstwo.
- Ale ja nie popełniam błędu życiowego,
jestem świadoma tego że on jest zasranym dupkiem.
- Zależy kiedy – rozejrzał się w okół
siebie i momentalnie się zatrzymał. Próbowałam zorientować się dlaczego
teraz jest nieświadomy tego co robi i na szczęście udało mi się. Wzrok jego był
zwrócony na dziesiątkę lub jedenastkę nastolatek biegnących w naszą stronę. Jak
na zawołanie ocknął się i pobiegł w nieznaną mi stronę. – Choć. – odrobinę
przestraszona tym tłumem pobiegłam w jego stronę. Schowaliśmy się gdzieś na plaży razem
z jego braćmi. – Jak myślicie poszły już?
W odpowiedzi usłyszeliśmy dziewczęce
krzyki. Teraz to na pewno stąd
nie wyjdziemy. - pomyślałam
rozglądając się dookoła miejsca, w którym się znajdowaliśmy. Na plaży
było dość spokojnie, więc na własną rękę poszłam się przejść po niej.
Żaden z moich towarzyszy nawet nie zwrócił na to uwagi że nie byłam
już w ich pobliżu.
**There were days when out you spoken, you know
There were nights when I was doubting myself
But your kept my heart from falling
It didn’t matter how many times I got knocked on the floor
But you knew one day I would be standing tall
Just look at us now
* - Justin Bieber –Be Alright
** - Justin Bieber – Believe